Monday 28 March 2016

Co jest dla Was wazne?

Co jest dla Was wazne? Najwazniejsze?
Dla mnie zdrowie.
Od zawsze zdrowie stawialam na pierwszym miejscu, bo bez niego nic nie cieszy.
Niemal rownie wazna jest dla mnie milosc, dzieci, rodzina...
...ale nic nie zastapi zdrowia.
Nie kazdy docenia swoje zdrowie, nie kazdy o nie dba.
Naogol doceniamy je dopiero wtedy, kiedy je tracimy.
Najdoskonalej widze to w pracy, w szpitalu.

Niedawno przyjechala do nas mloda dziewczyna w wieku 23 lat, po wypadku samochodowym. Tomografia komputerowa wykazala u niej powazne zlamanie kregoslupa w dwoch miejscach. Doktor skierowal ja na rezonans magnetyczny, aby lepiej ocenic uszkodzenia rdzenia kregowego.
Dziewczyna musiala miec zdjeta wszelka bizuterie, przed skanem, na co zaczela szalenie panikowac, ze jesli wyjma jej piercing z nosa, to nie da rady wlozyc go spowrotem.
Na co lekarz skomentowal:
"Hej, kochanie, jestes po wypadku samochodowym, twoj kregoslup jest zlamany w dwoch miejscach, grozi ci paraliz, a ty martwisz sie kolczykiem w nosie?"
Myslicie, ze pomoglo? Nieeee.... Nadal stawiala opor.

Inna dziewczyna w podobnym wieku, rowniez po wypadku samochodowym. Polamane nogi, rozbita glowa, wszedzie krew. Wiecie co ja przerazilo i doprowadzilo do lez? Kiedy przetarla reka po policzku i uswiadomila sobie, ze tusz do rzes jej sie rozmazal.

No masakra jakas. Czy to znaczy, ze sa osoby , dla ktorych makijaz i kolczyk w nosie sa najwazniejsze???


Przeraza mnie to. Przeraza mnie tez sztucznosc naszych czasow. To, ze malo ktora mloda dziewczyna wyglada naturalnie, normalnie. TU wrzucam Wam zdjecie z FB nastoletniej corki mojego znajomego Anglika, tak, NASTOLETNIEJ:

   


A tutaj ta sama dziewczyna w wersji normalnej. Pytanie mam tylko jedno: Dlaczego???


A moze to ja jestem jakas nienormalna, staroswiecka? Moze dlatego tak mam, ze sama nie bardzo przywiazuje wage do wygladu? Bo nie przyklejam sobie rzes ani paznokci? Bo nie farbuje wlosow, nie umiem uzywac kredki do oczu, a tuszu do rzes uzywam tylko przy mega okazjach?
Czasem troche mi szkoda, ze nie przywiazuje wiekszej wagi do wygladu, ze mi sie nie chce, ze nie mam czasu na takie blahe sprawy. 
Z drugiej strony nie sadze, bym dzieki makijazowi, tlenionym wlosom czy solarium mogla wiecej w zyciu osiagnac, podbic swiat. Wszystko co mam , osiagnelam z wygladem szarej myszki, a mimo to jestem zadowolona z tego co mam.

A jak Wy uwazacie? Czy wygladem mozna podbijac swiat? Osiagnac sukces? Zdobyc milosc? Szczescie?
Czy wystarczy zdrowie, ambicje i wytrwalosc w dazeniu do celu?


I jeszcze moja perelka z czasow szkolnych:

Thursday 17 March 2016

Emigracja - czy warto?

A jakby to bylo gdybysmy wrocili?
Gdybysmy zostali w Polsce?
Gdybysmy nigdy nie wyemigrowali???
Welokrotnie zadaje sobie te pytania, mimo, iz jestem tu na obcej ziemi 11 lat. Dlaczego nazywam ta ziemie "obca" skoro jestem tu juz tak dlugo? Czy ta ziemia zawsze bedzie obca? Chyba niestety tak...
Wic jakby to bylo gdybysmy byli w Polsce?
Zapewne jakos by bylo, no bo nigdy jeszcze nie bylo tak, zeby jakos nie bylo, ale jak???
Zapewne tez jakos bysmy sie odnalezli w Polsce i z czasem ulozyli sobie zycie na jakims w miare satysfakcjonyjacym poziomie.
Zapewne oboje mielibysmy jakas prace, mielibysmy swoje mieszkanie, a moze i z czasem dom i mega kredyt.
Zapewne mielibysmy pomoc rodzicow, pomoc finansowa, moze jakas niewielka pomoc przy dzieciach, mielibysmy z rodzicami bardziej zazyle stosunki, czesciej bysmy sie widywali, organizowalibysmy przyjecia urodzinowe dla rodziny, odwiedzalibysmy rodzine w swieta...
Tutaj najczesciej jestesmy sami, i tej pustki nic nie wypelni.

Z drugiej strony pobyt tutaj pozwolil nam duzo osiagnac. Tutaj w wieku niemal trzydziestu lat, majac dwoje dzieci,  poszlam na studia i ukonczylam je, czego jakos nie wyobrazam sobie w Polsce.
W Polsce zapewne bylabym za stara na tego typu studia dzienne. Tymczasem tutaj przedzial wiekowy studentow na studiach dziennych to od 19 lat do niemal 60 lat. Masa moich znajomych studentow byla w wieku 40-50-paru lat! Koncza studia, dostaja prace, w dalszym ciagu sie rozwijaja, awansuja...
Tutaj nasze chore dziecko ma mega wsparcie i doskonala bezplatna opieke medyczna. W Polsce nigdy bysmy tego nie mieli. Za wszystko musielibysmy slono placic. Wiec zapewne nigdy nie zdecydowalibysmy sie na drugie dziecko. Sytuacja finansowa by nam na to raczej nie pozwolila.
Zapewne nie moglibysmy sobie tez pozwolic na coroczne wakacje pod palmami, na wyjscia do restauracji, na konta oszczednosciowe dla dzieci, na ogolnie pojete oszczedzanie.

Kiedy jezdze do Polski odwiedzic rodzine, zawsze poraza mnie ten polityczny belkot i klamstwa jakimi polska telewizja karmi polskie spoleczenstwo. Nie wiem czy potrafilabym sie tam teraz odnalezc. Zapewne z czasem tak..
Ale juz nie chce. Tu jest mi latwiej, wygodniej.

Choc musze przyznac, ze nie zawsze tak bylo.
Bywaly takie lata, kiedy mialam wszystkiego powyzej uszu:
dosc wynajmowania,
kolejnych przeprowadzek,
dosc zycia na walizkach,
wielkiej niewiadomej,
niepewnosci,
ciasnych mieszkan,
plesni na scianach,
chleba tostowego,
pana Farage'a,
Arabow,
paracetamolu dobrego na kazda chorobe,
sztucznego usmiechu przyklejonego do kazdej falszywej twarzy,
dwoch kranow przy umywalce i wannie,
wiecznie deszczowej pogody...

 Czego zmienic nie moge, zaakceptowalam.
Co moglam zmienic, zmienilam badz nadal zmieniam.

A WY???





Friday 4 March 2016

Czy Wy tez tak macie???

Wiecie, ze jestem na Angielskiej ziemi juz niemal 11 lat?

I coraz czesciej uswiadamiam sobie, iz gleboko zakorzenilam sie w tutejszy styl zycia.
- Kiedy napotykam sie w pracy na polskiego pacjenta, ciezej mi sie z nim porozumiec niz z Anglikiem!
- Do wszystkich znajomych i nieznajomych mowie "how are you?" i "all right?"
- Jadam english breakfast czesciej niz sniadanie w polskim stylu,
- Nie moglabym sie obejsc bez tostow/tostera,
- Nie wyobrazam sobie zycia bez mikrofali,
- Miedzy 12 a 2 zjadam lunch, a poznym poludniem: "tea", czyli obiad
- cenie sobie przerwe w pracy na "brew", czyli herbate z mlekiem i zamaczam w niej suchego herbatnika lub Oreo
- Jadam indyka w swieta Bozego Narodzenia
- Wreczam kartki swiateczne wszystkim znajomym w pracy, sasiadom, zamiast im po prostu zyczyc "wesolych swiat"
- spolszczam angielski i zangielszczam polski: lajkuje i bookuje, chodze na mitingi, pracuje na szifty, mam w pracy lajtowo, i takie tam...
-  Kiedy wstaje,  by wyjsc, zamwsze mowie: "right..."
-mowie "see you later", "see you in a bit" do osob, ktore na pewno zobacze za jakies 5 minut,
- Kazda wiadomosc tekstowa, maila, zakanczam "buziakami": xxx
- Kiedy kogos nie rozumiem, smieje sie, z nadzieja, ze ta osoba powiedziala cos zabawnego, i nie oczekuje odpowiedzi. Wiem, ze tak samo zachowuja sie osoby, ktore nie rozumieja mnie ;)

Do czego nigdy sie tutaj nie przyzwyczaje;
- Osobny kran z zimna i ciepla woda. W naszym domu w trakcie remontu wszystkie krany wymienilismy na tzw mixery, czyli normalne krany w polskim stylu ;)
- Frytki z octem i Marmite, a bleee...
-Lewostronny ruch. nadal miewam z tym problemy!
-sluzba zdrowia w UK. Taaaak, niestety! mimo, iz sama w tutejszej sluzbie zdrowia pracuje, uwazam, iz pozostawia ona wieeele do zyczenia... Nie podoba mi sie podejscie GP do pacjentow i wciskanie paracetamolu na wszelkie dolegliwosci, nie podoba mi sie czas oczekiwania na spotkanie z lekarzem secjalista, nie podoba mi sie to, ze tak trudno jest sie do jakiegokolwiek specjalisty dostac.

A jak to jest u Was???