Sunday 20 December 2015

A gdyby tak popatrzec na wszystko inaczej...

Od dawna nic nie pisze , bo moje zycie to jeden wielki zapierdziel.
Wciaz miotamy sie z ostatnimi wykonczeniami domu, jednoczesnie usiluje ogarnac niekonczacy sie syf i przygotowania do swiat.
Pieke, gotuje, poleruje, czyszcze, piore, dekoruje...
Najbardziej odpoczywam w pracy. Mimo, iz w pracy zawsze jest co robic, to jakos tak wszystko robie na innych obrotach, na bardziej naturalnych.
W domu jestem niczym maszyna? robot? automat do sprzatania? do wszystkiego...
Ale dzis powiedzialm sobie w d*** to mam, muuusze troche odpoczac. Wzielam dzieciaki na hulajnogi i wybralismy sie na dlugasny spacer.
Zaliczylismy plac zabaw.
Siadlam na hustawce i wzielam gleboki wdech, i wydech, i wrzucilam na luz, i wtedy wszystko wydalo mi sie zupelnie inne.
Zauwazylam jak pieknie swieci slonce, mimo, iz to koncowka grudnia.
I trawa jest wciaz zielona.
Zobaczylam jak pieknie i beztrosko bawia sie moje dzieci.
Jak ciesza sie z byle czego
Z kaluzy
Z hustawki
Z hulajnogi
Z siebie nawzajem
I ze mnie
Tak, ze mnie...
A ja przeciez wiecznie dre morde, ze nieposprzatane, niepoukladane, ze wylane, ze umazane, ze upalcowane, ze niegotowe, ze niezrobione...
I wiecznie sie stresuje, i wszystko robie w biegu.
A robie za dwoje, albo nawet za troje
I nie dosypiam
I nawet kawe wypijam na stojaco, sniadanie jem w biegu, obiad z doskoku,
A wieczorem napierdzielam jeszcze podlogi, i pranie sortuje, i narzekam czego jeszcze nie zdolalam zrobic.
I po co? By nastepnego dnia znowu jeczec, ze podloga brudna? Ze wszystko nietakie?
A moze po prostu powinnam sie zrelaksowac, zwolnic, zdystansowac, popatrzec na wszystko inaczej, jak dziecko zaczac cieszyc sie drobnostkami, zyciem, tym co mam i kogo mam.
I takie wlasnie jest moje postanowienie na te swieta i na nowy rok: wrzucic na luz.
I cieszyc sie drobnostkami i wielkimi rzeczami, po prostu cieszyc sie cala soba, tak jak moje dzieci.
I Wam tez tego zycze



Wednesday 9 December 2015

Wykonczona wykonczeniami...

Witajcie
Dlugo sie nie odzywam, bo czasu wciaz za malo. Niby tematow do pisania mi nie brakuje, ale zawsze jest cos innego na glowie.
Wciaz zmagamy sie wykanczaniem domu. To juz niemal pol roku. Na poczatku zakladalismy, ze opanujemy caly remont w miesiac (HA HA HA!!!), ale nie udalo sie.
Co prawda zostaly nam tylko drobne wykonczenia, typu malowanie listew, wykonczeniowki przy panelach, przykrecanie zaluzji, karniszy, obrazkow, zegarow.... Ale te wykonczenia pochlaniaja najwiecej czasu. A moze dlatego, ze nie sa mega pilne, spychamy je na dalszy plan i wciaz nad nami ciaza?
Tak czy inaczej ten remont nauczyl nas szalenie duzo. Posiedlismy owe umiejetnosci, o ktorych nie mielismy do tej pory zielonego pojecia. Zwlaszcza ja.
Nauczylam sie obslugiwac pile, szlifierke, wyrzynarke, wiertarke, nawet taka z udarem. Nie straszne mi juz sklepy budowlane, typy wkretek ani wiertla do metalu. Umiem tapetowac, malowac, szlifowac, wyrzynac, wiercic,

Zeby przyblizyc Wam troche powage naszego remontu , wrzucam Wam fotki w krakcie. Tak wygladala lazienka po rozbiciu starych kafelkow i usunieciu armatury:



A tak wygladal jeden z pokoi dzieciecych po calkowitym odarciu ze wszystkiego:


...i ten sam pokoj w trakcie:


A teraz niemal wszystko jest juz wykonczone. I podoba mi sie to, co widze.
I ciesze sie z tego kazdego dnia, jak dziecko. Bo o tym wszystkim co mam, marzylam latami.
gdyby tak jeszcze doba miala wiecej godzin, bym mogla cieszyc sie do woli... bo wciaz mi malo.