Thursday 29 January 2015

O zarobkach w NHSie



Wielokrotnie spotkalam sie z opiniami, ze skoro pracuje w szpitalu, to pewnie zarabiam bardzo dobrze. Niestety nie. Praca w szpitalu nie gwarantuje bardzo dobrych zarobkow, przynajmniej nie na poczatku.
Lata temu pracowalam w barze i po doliczeniu napiwkow moje zarobki byly... podobne.
Hydraulik zarabia wiecej, budowlaniec i elektryk tez. Wiec bajki nie ma.

NHS ma jednak wiele zalet. Mimo , iz poczatki sa srednie, to zarobki z roku na rok sa coraz wyzsze, mozna sporo odlozyc na tzw Pension Scheme (emeryturka), wiele miejsc (restauracje, sklepy...) oferuje znizki dla pracownikow NHSu.
Dodatkowo praca w NHSie otwiera przede mna mnostwo drzwi. Drzwi do rozwoju, kariery, wystarczy tylko chciec i wyciagac reke, a predzej czy pozniej sie uda. Ja juz raz sprobowalam i wciaz czekam na odpowiedz. Jesli sie uda, to bedzie mega sukces, jesli nie, sprobuje za pol roku. Grunt to nie stac w miejscu, a caly czas isc do przodu.



Kazdy dzien w szpitalu jest inny, kazdego dnia poznaje nowych pacjentow, nowe przypadki medyczne, kazdy dzien stawia przede mna nowe wyzwania i uczy mnie czegos nowego. 
A ja to po prostu uwielbiam.
Praca w NHSie to jednak przede wszystkim mega mega satysfakcja. Kazdy dzien daje mi to cudowne uczucie, ze zrobilam cos dobrego.  Jest tez wdziecznosc i szacunek pacjentow. Wartosci bezcenne. 
Zatem bez cienia watpliwosci moge stwierdzic , ze dobrze wybralam :)



Monday 26 January 2015

No ale gdzie ta milosc???

Zaczyna sie pieknie...


...Ale nie zawsze pieknie sie konczy.

Sypnelo sie wlasnie malzenstwo moich dobrzych znajomych. Dwoje dzieci, dobre prace, dom na kredyt, auto, plany, wakacje pod palmami dwa razy w roku i bammm, koniec. Podobno sie "odkochali", podobno juz sie nie dogaduja, nie rozumieja, nie czuja tego co kiedys. I co... i to juz koniec?
Zaczna od nowa? Znajda kolejna milosc na 10 wspolnych lat? Czy moze beda sie wplatywac w nieudane zwiazki, zyc solo i szarpac miedzy soba zdesorientowane kilkuletnie dzieci? Poznawac dzieci z nowymi "mamusiami". "tatusiami", "wujkami", "paniami"? WTF???

Zauwazylyscie, ze ostatnimi czasy malzenstwa i zwiazki dookola sypia sie na potege???
Dlaczego???
Kiedys przeciez nie bylo az tak zle... A moze to ja bylam slepa???
Za czasow mojej babci rozwodow chyba nie bylo (?) bynajmniej ja o zadnym nie slyszalam, za czasow moich rodzicow rozwody byly szokiem, ludzie gadali i z tego wydarzenia robili wielkie halo.
A teraz?
Chyba wiecej moich znajomych jest po rozwodzie, niz zyje w dlugoletnim zwiazku czy w malzenstwie, samotne matki, faceci, ktorzy gdzies tam maja po iles tam dzieci z roznymi kobietami...
O co chodzi? Dlaczego tak sie dzieje?
Czasy sie zmieniaja?
Warunki sie zmieniaja?
My sie zmieniamy?
Wiecej oczekujemy?
Mniej wybaczamy?
Jestesmy bardziej niezalezni?
Mamy wiecej pokus?
Mniej nam zalezy?


Ale jesli z partnerem, z ktorym dzielimy zycie i dzieci od kilku... kilkunastu... kilkudziesieciu lat okazuje sie niedostatecznie dobry, to jaka jest pewnosc, ze ktos nowo poznany bedzie lepszy?


Czasem mam wrazenie, ze unosze sie w wielkiej mydlanej bance, bo mam udane malzenstwo, a masa ludzo dookola wciaz sie rozchodzi, rozwodzi, meczy w nieudanych zwiazkach, cierpi po rozstaniach, zaluje, podejmuje zle decyzje. Boje sie, ze peknie moja banka jak te wszytkie dookola. 

Czy aby dostatecznie dobrze dbam o swoja banke? Czy chronie ja, chucham i dmucham? 
Czy potrafie wybaczac, dostrzec swoje bledy, przeprosic, zrozumiec, wesprzec, wysluchac, doradzic? Czy wszystko robie jak nalezy? Czy jestem dobra zona? Czy moge zrobic wiecej? czego jeszcze nie zrobilam? co zrobilam zle? co robie niepotrzebnie?
Robie sobie czasem taki "rachunek sumienia", wyciagam wnioski, naprawiam bledy, ale czy to jest ta metoda na idealny zwiazek?
Jak Wy pielegnujecie swoja milosc? swoj zwiazek? Jak robic to po nastu latach zeby nadal trwal i trwal? na zawsze?





Thursday 22 January 2015

"Bo was stac a nas nie" - ciag dalszy

Postanowilam dopowiedziec na Wasze komentarze w osobnym poscie, poniewaz widze, ze Wasze opinie sa podobne wiec nie chce sie powtarzac pod kazdym komentarzem.

MrsDorota napisala, ze osoby, o ktorych pisze maja postawe roszczeniowa. I musze sie zgodzic , ze tak wlasnie jest w 100%.
Z wiekszoscia tego typu znajomych juz sie rozprawilam* (* czytaj: juz nie sa moimi znajomymi :/)
Gorzej jest z rodzina... Rodziny wybrac sobie nie moge. Na szczescie nie wszyscy w naszych rodzinach sa wlasnie tacy, to tylko jednostki, ale te jednostki sa w stanie mocno uprzykrzyc zycie zarowno kiedy mi jedziwmy do Pl jak o ini przyjezdzaja/cha przyjechac do Uk.

Widzicie ... sytuacja wyglada tak, ze te pewne osoby niestety maja do zycia typowe podejscie narzekaczy i wiecznie nad czyms sie uzalaja, a to choroby, a to bieda, a to drozyzna w sklepach, albo jak oni dadza rade dotrwac do wyplaty.... Mimo wszystko zawsze daja rade, ale u nich NIGDY nie jest dobrze. Zawsze jest masa powodow do narzekania, glownie powodow finansowych.

Tymczasem my nigdy nie narzekamy, bo musze przyznac , ze nie mamy na co. Odkad jestesmy w Anglii (10 lat), nigdzy nie mielismy zadnych problemow finansowych,
ALE wcale nie wynika to z faktu, ze "zbijamy tutaj kokosy", a raczej z tego, ze oboje jestesmy bardzo gospodarni i oszczedni. Jestesmy takimi nietypowymi przypadkami, co to obroca kazdy pieniadz w lapkach kilka razy zanim zdecyduja sie go wydac. Zawsze analizuje czy aby na pewno dana rzecz jest mi potrzebna, czy aby na pewno nie mamy juz w domu czegos podobnego itp.

Triple Mint i Kasia ze Slaska pisza, ze Polacy sami prowokuja takie zachowania rodziny czy znajomych zachowaniami typu zastaw się a postaw się"
Niestety masa Polakow z UK tak wlasnie prezentuje sie w Polsce, co jest mega zenujace, bo tutaj klepia przyslowiowa biede, splacaja kredyty za swoje stare auta i telewizory na cala sciane, ale jadac do Polski obkupuja sie w markowe ubrania, dresy z Adidasa, skorzane kurtki, do tego solarium, perfumy, dojezdzaja swoimi przestarzalymi kilkunastoletnimi BMW, szastaja pieniedzmi, wszystkim stawiaja kolejki w barach, wszystkich obkupuja w drogie prezenty...
Zenada.
Az mnie krew zalewa kiedy widze takie wystrojone lalki Barbie i Kenow na lotniskach, kupujacych na strefie bezclowej najdrozsze butelki whisky i perfum dla kuzynow, dla brata szwagra, dla siostry tesciowej... A ja sobie mysle: WTF?
Otoz my nigdy nie mielismy takiego podejscia, wszyscy w rodzinie wiedza , ze zyjemy skromnie, ze mlodszy syn "zdziera" ubrania po starszym, ze nie mamy samochodu, ze czwarty rok nosze ta sama kurtke zimowa, ze nie wyrzucamy jedzenia, ze oszczedzamy na dom.....
Mimo wszystko osoby te w dalszym ciagu po przedstawieniu swoich placzliwych historii o ciezkich sytuacjach finansowych licza na wspolczucie i ...prezenty i "sponsorke"  :/

Ale dlaczego mialoby mnie ruszac to, ze ktos rozpacza, ze w Polsce jest droga benzyna i nie moze zatankowac poki nie dostanie wyplaty?
Dlaczego mnie ma to ruszac skoro ja nawet nie mam samochodu bo uwazam go za zbyt duzy wydatek, kiedy oszczedzamy na dom mimo, iz kazdego dnia musze marznac na przystanku wyczekujac autobusu do pracy?

Musze z zalem przyznac, ze w "fundowanie biletow" do nas wkopalismy sie sami.
Na poczatku naszego pobytu tutaj nikt nas nie odwiedzal, bo twierdzili, ze ich nie stac. Wiec desperacko zaczelismy im sami kupowac bilety... raz, drugi, trzeci....
Ceny biletow zaczely rosnac, nam doszlo wiecej wydatkow (dzieci), ale mimo to nikt nie poczul sie do tego by zaczac sobie kupowac te bilety za wlasne pieniadze.
No i teraz juz nie wiem, jak z tego wybrnac. Po prostu zapraszamy te osoby duzo zadziej, mimo to nawet to nie daje im do myslenia.
A mi jest przykro, bo mam wrazenie, ze gdyby nie to, ze my kupujemy im przejazdy i sponsorujemy pobyt u nas, to zadna z tych osob z wlasnej woli by nas nie odziedzila... :/

Prezenty: Tak jak pisalam, ja nigdy nie bylam zwolenniczka kupowania drogich prezentow, ale z pustymi rekami, wiadomo, czowiek nie pojedzie. Dlatego zdazylo mi sie kupic jakis alkohol, kosmetyk, slodycze.... No ale kiedy ktos nahalnie sugeruje, ze podoba mu sie dana rzecz , ktora w Anglii jest tansza niz w Polsce to jest to dla mnie oczywiste, ze oczekuje , ze to dostanie... tym bardziej , ze bylo to tuz przed swietami. No dobra... pomyslalam, i kupilismy perfumy. Nie wiem czy czuje sie z tym lepiej czy gorzej. Jesli bylo to jednorazowe zyczenie to ok, bo jednak mimo wszystko jest to osoba, ktorej duzo zawdzieczamy. Ale tak jak pisze "Ina-czej", najgorzej ludziom pokazac, raz, drugi... boje sie, ze gdybysmy za kazdym wyjazdem do Pl mieli tego typu "zachcianki" to mocno by mnie to wkurzylo.

"Oto Ja" pisze o swietach.... oj ja tez to przerabialam. tez oczekiwano od nas, by wpakowac do samolotu cztery osoby za cene kolo tysiaca funtow by spedziec w Pl 3 dni swiat. Na szczescie teraz mam genialna wymowke: ja w swieta pracuje ;) Ale uwierz, "Oto Ja", ze mam to samo, tez oczekuje sie od nas, ze to my powinnismy przyjechac, bo nas stac, bo mamy takie wspaniale zycie, a oni tam biedni w tej Polsce.... ale nikt nie bierze pod uwage tego, ze jestesmy tu sami, bez rodziny, bez przyjaciol, bez pomocy, bez wsparcia. I nie zawsze jest tak kolorowo jak sie wszystkim wydaje.

Osoby mieszkajace w Anglii doskonale wiedza , ze przeloty do Polski sa coraz drozsze. Od kilku lat jezdzimy do Pl tylko z bagazem podrecznym, bo gdybym miala dodatkowo zaplacic kilkadziesiat funtow za "przyjemnosc" przewiezienia 20-kilogramowej walizki swoich rzeczy to... ja dziekuje. Mimo wszystko wyjazd czteroosobowej rodziny to nadal spore koszty. Zwlaszcza latem i w swieta. Jest to cena nie tylko przelotu ale i transferu do lotniska i z lotniska, prezenty dla kazdego, nawet jesli to drobne prezenty to jednak zawsze sa dodatkowym wydatkiem, no i trzeba sie tez jakos ubrac, tzn dziecko nie pojedzie w kurtce, z rekawem podartym w szkole, i w obdartych butach, ktore na podworko byly ok, ale przy wscibskich ciotkach juz nie bardzo sie sprawdza ("to oni w Anglii mieszkaja a dziecko w obdartych butach chodzi?).

W Polsce nigdy nie zyjemy na koszt rodziny, sami robimy zakupy sporzywcze, przynajmniej ~80% zakupow.
Tymczasem pewne osoby przyjezdzaja do nas bez grosza. I tak jak pisze Kasia z Polski, mimo, iz maja wszystko czego moga chciec, wciaz potrafia sporadycznie okazywac swoje niezadowolenie, ze jedzenie nie takie, ze pogoda zla, ze nikt nie mowi po Polsku... Wkoncu pomyslalam, ze moze lepiej jak nie beda w takie niedogodne warunki przyjezdzac, i tym oto sposobem nie byli u nas od kilku lat.

Masz racje Ewel , co by czlowiek nie zrobil to i tak beda gadac, mozna ludziom w d*** wejsc i i tak bedzie zle... Niestety rozni ludzie maja rozne zasady. Ja nigdy nie wyciagnelabym reki po zudze pieniadze, przyslugi, prezenty. Niestety znam osoby, ktore cale zycie maja postawe ogromnie roszczeniowa, robia z siebie ofiary losu i oczekuja pomocy i wspolczucia z kazdej strony. I co zrobic, kiedy taka osobe ma sie w rodzinie?


Monday 19 January 2015

O wykorzystywaniu typu "bo was stac a nas nie"

Dlaczego ludzie mnie wykorzystuja???
Dlaczego daje sie wykorzystywac???

Podam Wam kilka przykladow na to, jak ludzie mnie wykorzystuja / chca wykorzystac.
W kilku z tych punktow poleglam, w kilku sie oparlam.
Co wy na to?
Czy to jest normalne? Czy to juz wykorzystanie?
Czy Wy tez tak macie?
Nie bede pisac kto i kiedy. Czesc z tych przypadkow to rodzina, blizsza i dalsza, czesc to znajomi z PL.
Wiec trzymajcie sie mocno:


  1.  Osoby z Polski odwiedzajace nas w UK oczekuja by kupowac im bilety lotnicze, bo "was przeciez stac, a nas nie"
  2. Osoby z Polski oczekuja by kupowac im drogie prezenty za kazdym razem kiedy odwiedzamy ich w Polsce (np. perfumy) i otwarcie mowia, co sobie zycza
  3. Osoby z Polski oczekuja by stawiac im alkohol zarowno kiedy sa u nas UK jak i kiedy my ich odwiedzamy w PL
  4. Osoby z Polski uwazaja, ze powinnismy sponsorowac ich caly pobyt u nas, tzn przyjezdzaja do nas bez grosza, albo maja ze soba np 20 funtow na 3-tygodniowy pobyt - przeciez za 20 funtow nawet w Polsce nie wyzyliby tygodnia, a chca u nas spedzic 3 tygodnie? Cos tu chyba nie halo...
  5. Osoby z Polski oczekuja by "zlatwiac" im prace w UK, ale nie na zmywaku, najlepiej cos "za biurkiem" albo w szpitalu
  6. Osoby z Polski oczekuja by tlumaczyc ich kilkunastostronowe/kilkudziesieciostronowe wypracowania z polskiego na angielski, "no bo ty znasz przeciez angielski lepiej niz ja"
  7. Osoby z Polski oczekuja by fundowac im wszelkie wyjscia/ wyjazdy zarowno w Polsce jak i w UK, bo "was stac na to" (np wyjscie do kina, pizzeria, piwo w pubie)
  8. Osoby z Polski chca pozyczac spore pieniadze na remont/splate kredytu, mimo, iz od zawsze maja problemy ze splacaniem swoich dlugow, wiec raczej nigdy by nie oddali.




I powiem Wam, ze byc po czesci to nasza wina, bo zawsze kiedy jezdzimy do Polski, kupujemy jakies prezenty dla kazdego, ale zeby otwarcie zyczyc sobie cos drogiego? W Polsce tez regularnie robimy zakupy spozywcze kiedy jestesmy u rodziny, bo wiadomo, ze nikomu nie jest na reke wyzywienie czterech dodatkowych osob.

Co prawda do nas tez nikt nie przyjezdza z pustymi rekami, ale zwykle kupuja nam drobiazgi dla dzieci, co uwazamy za odwdzieczenie sie za na przyklad zakupione dla nich bilety/goscinnosc.
Nigdy od nikogo nie oczekiwalismy zadnych prezentow, nie pamietam kiedy ktores z nas (maz i ja) dostalo jakiekolwiek prezenty od rodziny, chyba od slubu (od 10 lat) nie dosalismy NIC, bynajmniej nic takiego, co zapadloby mi w pamiec. Nasze dzieci dostaja zwykle jakies drobiazgi dwa razy w roku (tj na urodziny i swieta Bozego Narodzenia). Ale to tez chyba wynika z tego, ze zawsze wszystkim dajemy do zrozumienia, ze ubranka i zabawki dla dzieci sa tansze w UK, wiec szkoda , zeby przeplacali.


Wiem, ze w rodzinach sa rozne sytuacje, znam takie osoby, ktore przesylaja swoim rodzicom/ rodzenstwu w PL duze sumy pieniezne kazdego miesiaca, ze wzgledu na ich ciezka sytuacje w Polsce.
Znam i takie osoby, ktore mimo, iz mieszkaja w Uk od lat, wciaz wykorzystuja finansowo rodziny z Polski, regularnie dostaja prezenty, paczki z polskimi produktami, pieniadze, spadki...

Nasze rodziny nie maja ciezkiej sytuacji, wszyscy maja regularne dochody. Dlaczego wiec oczekuja, ze kazde spotkanie z nami to okazja by dostac prezent, czy wyjsc gdzies na nasz koszt? A tym bardziej znajomi? Dlaczego zawsze uwazaja, ze skoro mieszkamy w UK to musimy wszystkim stawiac/ fundowac?

I wszystko to bylabym w stanie przyjac z latwoscia lata temu, kiedy nie mielismy dzieci, mielismy po dwie prace i dobre zarobki. Ale teraz? Kiedy mamy dzieci? Oszczedzamy na dom?

Nie wiem jak z tego wybrnac bez uszczerbku na kintatach miedzy nami, czy to wogole mozliwe? Czy moze zacisnac zeby i trwac w takiej sytuacji?

Spotkalam sie tez z opinia znajomych z UK , ze sa podobnie wykorzystywani, bo wszyscy mysla, ze w Anglii sypia sie na kasie... Niestety rzeczywistosc nie do konca jest taka kolorowa.

I wcale nie o to chodzi, ze mam zla rodzine, znajomych - prawie juz w Polsce nie mam, ale ci, ktorzy pozostali chyba niedlugo odejda w niepamiec. Rodzina jest w porzadku, mimo wszstko, delikatnie mowiac, czuje sie czasem wykorzystywana. Czy slusznie??? Moze to tylko moje urojenia?


Za wszystkie Wasze cenne opinie z gory dziekuje!


Saturday 17 January 2015

Gloopia czy gloopsza?

Macie czasami tak, ze dajecie z siebie wszystko, a w zamian dostajecie obojetnosc i ignorancje?
Macie ak, ze staracie sie dogodzic innym osobom, byc dla wszystkich fair, a i tak ktos/wszyscy maja to gdzies? I tak widza w Was wine i zlo?
I chcecie zeby bylo dobrze, a nie jest?

Ja tak mam... :/

Nienawidze swojej wrazliwosci. I slabosci. I tego, ze nie potrafie sie uczyc na bledach.
Przede wszystkim tego, ze znowu popelniam te same bledy bo wierze w ludzi.
I tego, ze otwieram przed ludzmi serce i dusze i zawsze konczy sie tak samo* (*- czytaj: ZLE).
I gdyby to byla obca osoba, ale rodzina?

I po raz kolejny i kolejny popelniam te same bledy. I zawsze dostaje ta sama nauczke.
Osoby, dla ktorych zrobilabym , ba , robie wszystko potrafia okazac sie mega niewdziecznymi swiniami.

Czasem chcialabym zamienic sie w kamien. I nie czuc nic i nie myslec, i nie pomagac, i nie pisac, i nie odpowiadac, i nie radzic, miec wszystko gleboko w d... tak jak ta druga strona.
Czasem czuje sie jak prostytutka dobroci, nieee, nie prostytutka. Prostytutka nie daje za darmo. Jestem raczej jak dziwka rozdajaca wsparcie i pomoc za darmo. Dziwka od nieodwzajemnianej pomocy, ktora wszyscy moga wykorzystac tylko dlatego , ze jest slaba i nigdy nie odmawia.
I nigdy nie poprosi o przysluge, bo przeciez sama sobie doskonale radzi, radzi sobie fizycznie , psychicznie , finansowo, wiec dlaczego by jej tak nie wykorzystac po raz kolejny? Jak MA to niech daje...

A ja radze sobie w zyciu zajebiscie. Radze sobie, bo licze tylko na siebie. I na meza.
Dlaczego zatem inni licza na mnie i uwazaja, ze im sie nalezy?
A kiedy dostana to, czego chca, zapominaja o moim istnieniu..?


Tylko ja tak mam czy Wy tez???
Jesli tylko ja, to swiadczy to tylko o jednym: jestem mega gloopia.

Tyle z negatywow... a tak poza tym, to jade do Polski, znowu.
Napiszcie na priva bo zwariuje ;/


Wednesday 14 January 2015

Polka piecze pizze ...w UK

Dziekuje Wam bardzo za trzymanie kciukow i zyczenia powodzenia.
Nadal trwam w niewiadomej wiec czekam ... i czekam. Z mieszanymi uczuciami.

Dzis chcialabym sie z Wami podzielic swoja kolejna obsesja w kuchni.
Bylo juz curry. Tym razem czas na pizze.
Uwielbiam pizze. Wszyscy uwielbiamy.
Ale nie taka z mrozonki, nie taka z pizerii, ale taka domowej roboty.
Znam pizerrie , ktore robia bardzo dobre ciasto, ale ilosc niewelka skladnikow zwykle mnie zniecheca... :/
Uwielbiam pizze na bardzo cienkim ciescie (takim bardzo cieniutko rozwalkowanym), pieczona na samym dole kuchenki na wysokiej temperaturze przez 10 minut. Wtedy mam pewnosc, ze ciasto bedzie miekkie w srodku a jednoczesnie ladnie przypieczone i chrupiace na wierzchu.
Ciasto zwykle robie wedlug tego przepisu:



A to juz moje kulinarne efekty:




A Wy lubicie pizze? Pieczecie?





Sunday 11 January 2015

OMG... zmiany... Zmiany???

Uwielbiam zycie. Za te przewroty mniejsze i wieksze. Za nieprzewidywalnosc. Za to, ze stawia przede mna wybory, mozliwosci, szanse, propozycje nie do odrzucenia.

Czyzby szykowal mi sie kolejny przewrot w zyciu???
Chyba zwariuje...

Mam motylki w brzuchu. Nieee, nie takie "motylki-zakochance". Moje sa inne. To dziwne podekscytowanie wrecz zjada mnie od srodka. Nie potrafie sie na niczym skupic, nie potrafie spac,


Pojawila sie szansa. Wystarczy wyciagnac po nia reke i walczyc. Mocno walczyc. Walczyc z innymi kandydatami. Zablysnac jak zaden inny.
Czy jestem do tego zdolna? Kiedys powiedzialabym,  ze NIE.
Teraz mowie, kto nie gra ten nie wygrywa.
Wiec gram. Stawiam wszystko na jedna karte.
I staram sie ujarzmic te dzikie motyle w brzuchu. byle nie zwariowac. Mam w sobie sile. I musze to teraz pokazac ;)

rock








PS. Dziekuje Wam dziewczyny za wszystkie maile i wiadomosci, staram sie na bierzaco odpowiadac, chocnie zawsze moge. 

Friday 9 January 2015

O introwertyzmie moim pare slow

Jestem wyjatkowo specyficznym typem czlowieka. Z roznych wzgledow malo kto mnie lubi, aczkolwiek z wiekiem przestalo mi to przeszkadzac. Jestem typowa introwertyczka, spokojna, cicha, malomowna a jednoczesnie z glowa pelna mysli.


Rzadko udzielam sie w towarzystwie wiekszym niz 3 osoby, a nawet te 3 osoby sprawiaja, ze odczuwam dziwny dyskomfort. Najlepiej jest mi w towarzystwie jednej osoby. A jeszcze lepiej w domu, we wlasnych czterech scianach z moim mezulem i z dziecmi.

Zawsze otaczalam sie zaledwie kilkoma bardzo bliskimi osobami.
Niestety w zwiazku z tym, ze szalenie czesto zmieniamy miejsce zamieszkania, moje bliskie osoby dosc czesto sie zmnieniaja. Pol roku temu pozostawilam w tyle kolejne wartosciowe znajomosci i zaczelam od poczatku. Gdyby nie to, ze moja przyjazn przetrwala nawet te odleglosc, pewnie pograzylabym sie teraz w smutku...

Odkad mieszkamy w nowym miejscu (juz niemal pol roku), nie poznalam tu zadnego Polaka/Polki.
Nie tylko nie mam ku temu okazji, ale i nie widze juz roznicy miedzy znajomosciami z Polakami a Anglikami czy innymi narodowosciami. Moi znajomi to glownie osoby, z ktorymi mam kontakt na codzien w pracy. Poza praca moje zycie to maz, dzieci i dom. Nie mam czasu na wyjscia, spotkania na kawke, pogaduszki ani inne tego typu akrakcje.
Jakims cudem udalo mi sie zaliczyc Christmas Party w pracy w towarzystwie iscie doborowym moich nowych swietnych znajomych z pracy. I to mi wystarcza.

Za miesiac znowu jade do Polski... i.... z zalem musze przyznac, ze poza rodzicami nie mam tam juz nikogo. Wszystkie dawne przyjaznie i znajomosci umarly smiercia calkiem naturalna.
I juz sama nie wiem czy mi zal, czy tez wszystko jedno. Bo moze taka jest wlasnie kolej rzeczy?





Wednesday 7 January 2015

Polka gotuje ...w UK ;)

Uwielbiam curry. za bogaty intensywny smak. Za to, ze mozna je zrobic ze wszystkiego i z niczego. Za to , ze doskonale wspolgra z kazdym warzywem, z kazdym gatunkiem miesa, z rybami, z ziarnani straczkowymi... ze wszystkkim.
Bogactwo swojego smaku zawdziecza genialnemu polaczeniu przypraw typu: kurkuma, imbir, kumin, kolendra, kardamon, anyz, chilli, cynamon, chilli, pieprz, czosnek, liscie curry... lub dla tych, ktorzy wola isc na skroty - pascie curry :)







Chicken jalfrezi


Robie curry czesto i ze wszystkiego, co mi sie nawinie.
Wczoraj zrobilam curry z warzywami i kurczakiem:

Skroilam w kostke slodkie ziemniaki/bataty i dynie pizmowa (butternut squash).

Podsmazylam posiekana, cebule, czosnek, chilli, starty imbir. W koncowym etapie dodalam resztke kapusty z poprzedniego obiadu.

Przygotowalam swoje przyprawy do curry. Obowiazkowo: mleko kokosowe.

Polaczylam smazonego kurczaka, cebule i duszone warzywa, zrobilam sos z pomidorow w puszce, mleka kokosowego , przypraw i pasty curry.

Wszystko podalam z ryzem basmati, jogurtem naturalnym i serem feta.
I jadlam, jadlam, jadlam.... Jedlismy wszyscy. Zjedlismy.
Uwielbiam curry. W kazdym wydaniu.

A Wy lubicie curry? Macie jakies dobre sprawdzone przepisy? Chetnie wyprobuje ;)





Friday 2 January 2015

Refleksyjnie

Lubie nowy rok i jego swoista "przelomowosc". Lubie jego swiezosc, mozliwosc podsumowania roku minionego, chwile refleksji.
Lubie sciagac ze sciany stary kalendarz i wieszac nowy. Jest on dla mnie specyficzna symbolika czegos nowego. Lubie przepisywac swoj stary kieszonkowy kalendarzyk do zupelnie nowego. Zwykle jest w nim kilka adresow starych znajomych, ktorych nie przepisuje do nowego, bo znajomosci sie zakonczyly, wypalily. Za to w ich miejsce pojawiaja sie nowe adresy.


Z archiwum mojego bloga (grudzien 2013):

Wielkimi krokami zbliza sie koniec roku. To byl dla naszej czworki dobry rok.
Wciaz swietnie trzymamy sie jako rodzinka, dzieci rosna, nie przeszlismy wiekszych chorob ani dramatow.
Nasz roczny licznik:
  • ilosc inwestycji:  1 , nasza wielka mega inwestycja, zakup apartamentu w Polsce i efektywny jego wynajem, 
  • ilosc przeprowadzek:  0, taaak wielkie zero, zwykle zaliczany jedna przeprowadzke rocznie, wiec tym razem jest dooobrze. Mam nadzieje, ze kolejna przeprowadza bedzie na nasz wlasny domek w UK no i mam nadzieje, ze bedzie to niedlugo
  • wyjazdy do Polski:  2: jeden zwiazany z inwestycja, a drugi relaksacyjny i dluuugi - miemal miesiac z rodzinka w Polsce,
  • wakacje zagraniczne:  1, rodzinnie na Wyspach Kanaryjskich,
  • inne wydarzenia: nasz synek dostal sie do najodpowiedniejszej szkoly, najbardziej dopasowanej do jego potrzeb, do takiej w ktorej wreszcie jest zadowolony i szczesliwy,
  • Ja - znalazlam na glowie pierwszy siwy wlos, mozolnie walcze ze staroscia, ale siwka zostawie sobie, a co tam...
  • szczesliwie zakonczylam drugi i rozpoczelam trzeci rok studiow,
  • udalo mi sie zapuscic wlosy do zaplanowanej dlugosci, tj do lopatek. I co? kusi mnie teraz, zeby je obciac, haha, no niestety tak... 
A co pragne osiagnac w przyszlym roku?
  • przede wszystkim zakonczyc studia z pozytywnym wynikiem. Ostatni rok tak szalenie mnie meczy , ze nie moge juz doczekac do konca...jeszcze troche...
  • znalezc prace, o tak, to jest mega wyzwanie
  • kiedy juz znajde prace - rozpoczac akcje poszukiwania domku do zakupu. Domek muuusi spenic wiele naszych wymagan: duuuza kuchnia, 3 sypialnie, wzglednie duzy ogrodek, salon polaczony z kuchnia, spokojna bezpieczna okolica, mozliwosc rozbudowy w przyszlosci... czy takie miejsca wogole istnieja w Anglii?
  • wyjazd na wakacje, jak zawsze musimy zaliczyc choc jeden zagraniczny wyjazd w miejsce gdzie jest duzo slonca, wody i piasku. nie mamy jeszcze nic konkretnego na mysli
  • poslac Mlodszego do przedszkola. Nasze male "bejbi" idzie do szkoly we wrzesniu, kiedy to zlecialo!
  • cierpliwie wracac do naturalnego koloru wlosow, chyba, ze nagly nalot siwych wlosow pokrzyzuje mi plany. 
  • zalac stary rok ginem z toniem i przywitac nowy tym samym, i zeby tak gin z tonikiem byl zawsze pod reka kiedy najbardzoej go potrzeba :)


Tak wygladalo moje podsumowanie roku 2013. A jak bylo w tym roku?

Porazki:
  • niestety zaliczylismy wiele wizyt/pobytow szpitalnych z naszym synkiem.. w sumie az 3 tygodnie w ciagu roku :(
  • problemy z Mlodym: zdrowotne, nadpobudliwosc, bezsennosc i masa innych... :(
  • przeprowadzka - niestety wciaz nie do wlasnego domku :(
  • Wyprowadzka daleko od mojej drogiej M :(
Sukcesy:
  • jestesmy RAZEM, szczesliwi i zdrowi :)
  • ukonczylam studia :)
  • dostalam prace , z ktorej jestem baaardzo zadowolona  :)
  • od poltorej roku trwam w niefarbowaniu wlosow
Wyjazdy:
  • Rodzinne wakacje pod palmami -  8dni :)
  • jeden wyjaz do Polski
  • wycieczki po Anglii

Plany:
  • zaczac chodzic na silownie/aerobik (zbieram sie do tego odkad ukonczylam studia)
  • wiecej rodzinnych wyjazdow. Mam teraz wiecej czasu wiec nie powinno to byc trudne
  • kupic dom. Najwiekszym wyzwaniem bedzie znalezc dom idealny. szukamy od kilku miesiecy i jeszcze nie znalezlismy :/
  • standardowe wakacje pod palmami, przynajmniej raz w roku,
  • dbac o wlosy rownie intensywnie jak dbam od poltorej roku
  • kochac swoja rodzine i najblizszych z calego serca, kochac siebie i kochac zycie :)