Friday 28 February 2014

Naj naj naj

Idac sladami Oli z blogu Usta-Usta chce Wam polecic najlepsze moim zdaniem blogaski. 
Byc moze wszystkie znacie je rownie dobrze jak ja, jesli nie, zajrzyjcie, a moze ktorys Was zachwyci:


  • Ania Maluje - mega inteligentna dziewczyna o wszechstronnych zainteresowaniach radzi, krytykuje, komentuje, bawi... Uwielbiam do niej zagladac
  • Anwen - najwspanialszy blog o wlosach i ich pielegnacji i nie tylko, biblia wszysktich wlosomaniaczek, dziewczyna dzieli sie swoja ogromna wiedza i doswiadczeniami na temat pielegnacji wosow
  • Blondhaircare - kolejne wlosowe Guru, to wlasnie dzieki Natalii i ja zaczelam dbac o swoje wlosy
  • Dwoje do Poprawki - relacja wspolnego zycia mlodego malzenstwa, na powaznie i na wesolo. Super!
  • Matka SIngielka - najwspanialsze najzabawniejsze dzieciece dialogi na swiecie
  • Kulinarne Szalenstwa Margarytki - mega zbior przepisow na typowe polskie (i nie tylko) dania, ktore wielokrotnie juz wykorzystalam
  • Mama Blizniacza - o mamie z tysiacem pomyslow na zabawy z dziecmi
  • Usta-Usta  - nie moglo zabraknac i Oli , ktroa ma takie teksty, ze kazdego rozbawi. Ola bawi i radzi w mega lekki i przyjemny dla czytelnika sposob. nie mozna jej nie lubic.
  • Slowly Lifestyle - wspaniale podejscie do zycia mlodej, zaradnej pracujacej Mamy , szkoda, ze tak rzadko ostatnio pisze :(((


To sa moje typy. Ciekawa jestem ile z tych blogow znacie, ile lubicie?
A jakie sa Wasze typy? Chetnie poczytam w przerwie miedzy pisaniem pracy ;)

Wednesday 26 February 2014

Baby Love??? :/

Ta fotke zrobilam przed SZPITALEM dwa dni temu.
Mloda mamusia w zaawansowanej ciazy z malym dzieckiem.
Wszystko byloby piekne i slodkie gdyby nie ten papieros, ktory naprawde mnie poruszyl.
Wiem, to nic niezwyklego zobaczyc dziewczyne z papierosem i z alkoholem w czasie ciazy.
Co wiecej wlasnie takie mamuski maja pozniej zdrowe dzieci, a ja , ktora cale zycie nie palilam, mam chore, a jakze. Gdzie sprawiedliwosc?




Dodam Wam jeszcze mocny filnik, przy tej okazji pasuje jak znalazl.... Ostrzegam, ze porusza na maxa:




Bez komentarza.

Saturday 22 February 2014

Stresssssssed.....

Jestem mega zestresowana i na niczym nie potrafie sie skupic.
Moje mysli kraza wokol tego co nie powinny.
Dlaczego??? przeciez tyle mam na glowie! tyle musze teraz zrobic a czasu tak szalenia malo. Zawsze na wszystko za malo.
Niektore z Was wiedza dlaczego. A reszta, zeby nie zapeszac, powiem Wam wszystkim za kilka dni.
W kazdym razie prosze, trzymajcie za mnie kciuki w poniedzialek.
Niby zwykly dzien , a jednak nie.
Zoladek boli mnie na potege, non stop, ciagle mam dola, bez powodu, albo przez milion powodow, panikuje jak nigdy przedtem.


A przeciez ckolwiek sie wydarzy, bedzie dobrze. Mimo to moja zryta psychika nie daje mi spokoju.
Btw, znacie jakies techniki relaksacyjne?
Jakies sposoby na to, zeby wyluzowac? Nie stresowac sie?
Alkohol nie pomaga, ziolo tylko na jakis czas, czekolada wcale...




Wszystkie rady mile widziane i kazdy zacisniety kciuk na wage zlota :)

Tuesday 18 February 2014

Opportunities...

When You Walk Up To by dwayne-johnson Picture Quotes

I to jest moje motto na najblizszy czas. Poki co wiecej nie moge napisac, ale moze wkrotce...
A motto moze i Wam sie spodoba? 
Zwlaszcza Tobie;Slodko-Gorzka :)

Sunday 16 February 2014

Dzieciaki i Zabawa

Jutro zaczynaja sie u nas z Anglii ferie. Caly tydzien dzieciaki siedza w domu, a my bedziemy sie dwoic i troic by zapewnic im atrakcje.

Na co dzien czas spedzamy dosc monotematycznie, bo co mozna wymyslec po szkole?

rysowanie,
malowanie (farbki),
Plastelina lub Play-doh,
Klocki,
Puzzle,
Rowery (chlopaki uwielbiaja jedziec na rowerach),
Hulajnogi (lubia je jeszcze bardziej niz rowery),
Dokarmianie kaczek,
Autka, 
Balony, pilki,
Wspolne czytanie ksiazek,
Wspolne gotowanie, zwlaszcza pieczenie ciasteczek,
Okoliczne place zabaw,


A na przyszly tydzien planujemy:

Bowling (kregle, chlopaki uwielbiaja)
Basen (chociaz jedno wyjscie, nie bylismy od wiekow)
Sealife (oceanarium)
Botanic Gardens (ogrod botaniczny, mamy caloroczna wejsciowke , ale tu wszystko zalezy od pogody)

Tacz czy inaczej, cokolwiek bysmy nie wymyslili, chlopaki i tak na bierzaco potrzebuja nowych wyzwan i atrakcji...


Od dobrych kilku tygodni kroluje u nas zabawa z "lornetka" w "poszukiwanie".
Lornetki wlasneij roboty wygladaja mniej wiecej tak (fotka z netu), potrzebne sa dwie rolki po papierze toaletowym, tasiemka, papiery kolorowe i tasma klejaca, zabawy jest pozniej co nie miara:



Chlopaki z owymi lornetkami poczatkowo bawili sie w poszukiwaczy insektow, ktore mama (czyli ja) pochowala w roznych miejscach mieszkania . Insekty oczywscie plastikowe:




No i kto wiecej zbierze, ten wygrywa.

Rozmowy z chlopakami:

JUNIOR:  -Mummy , I have got a spider! / Mamusiu, znalazlem pajaka!
JA: - Well done sweetie! / Swietnie slodziaku!
JUNIOR: - Mummy, look, another one! / patrz mamusiu, nastepny!
JA: well done!
JUNIOREK: Mummy, I 've got biedronka! / Mamusiu, mam biedronke!
JA: Good job, How do you say "biedronka" in english? / Dobra robota, ale jak jest "biedronka" po angielsku?
JUNIOREK: Mummy, it doesn't matter, this is polish biedronka! / Nie wazne mamusiu, to jest polska biedronka! :)


Po jakims czasie mama (ja) w ramach urozmaicenia wprowadzila monety czekoladowe dla poszukiwaczy, co oczywiscie bardzo im sie spodobalo.
Pewnego dnia Junior zaproponowal:
Mummy, maybe we should be playing in looking for chocolate sweets only?/ mamusiu, moze powinnismy sie bawic tylko w poszukiwanie czekoladek?
JA: Why? / Dlaczego?
JUNIOR: Because... ermmm.... bardziej mi sie to oplaca than bugs hunting. / bo to sie bardziej oplaca niz szukanie robakow :)



Monety czekoladowe :)


Thursday 13 February 2014

Ja wysiadam....

Mialam napisac post o dzieciakach  i znowu nie wyszlo :(
Ale zbieram sie i mam juz jego "plan wstepny".
Poki co musze sie Wam wyzalic, ze mam juz tak wszystkiego dosc, ze po prostu nie wydalam...
Dosc studiowania, dosc nadmiaru obowiazkow, stresow, planow. Nie wyrabiam!
Dzieciaki wlasnie wychodza z mega przeziebienia, przemeczylismy sie przez ostatnie pare dni. Ja tez sie rozchorowalam, wracam powoli do siebie, a tu obowiazkow nie ubywa. Wrecz przeciwnie.
I co ja glupia robie? Zamiast wziac sie do roboty to bloga se pisze!
Ale gdzies musze dasc upust swoim emocjom , bo jesli nie to sie ugotuje, eksploduje.

Niedawno mialam termin oddania eseju, ktory meczylam prze miesiac, i co? kilka dni przed oddaniem okazalo sie, ze moj esej jest zupelnie nie na temat, tak wiec to co meczylam przez miesiac musialam wkoncu napisac w 3 dni!
Ile stresu mnie to kosztowalo, ile bolow brzucha, ile lez wylalam, ile nocy nie przespalam, ile ziola zjaralam, ile wina i piwa przepilam, ile czekolady pochlonelam.... tylko ja to wiem.
Esej oddalam, byleby to zaliczyc. O to sie modle.
Ale spokoju zaznac wciaz nie moge. Juz zaczelam pisac koncowa prace, Mam na nia dokladnie 5 tygodni. Podolam czy nie?
Byloby dobrze, gdyby nie to, ze w miedzyczasie mam juz probna rozmowe kwalifikacyjna, probne egzaminy, nauke na bierzaco, wyklady, no i opczywiscie dwoje dzieci.
Dobrze, ze chociaz ozdrowieli. Nie trzebe juz wstawac do nich kilka razy w nocy by zmierzyc goraczke, podac wode, podac paracetamol i nasmarowac plecy. I tyle lzej...
Ale w dalszym ciagu chlopaczyska daja w kosc. Przyszly tydzien bedzie jeszcze ciezszy. Dzieciaki maja ferie.  Chyba nawet nie pisalam , ze od stycznia nasz 3-letni Juniorek chodzi do przedszkola, 15 godzin w tygodniu. Jest zachwycony i chwala mu za to :P
trzeba bedzie im jakos zroganizowac czas. Mamy juz kilka roznych pomyslow na wspolne wyjazdy.
Ale jak miedzy to wszystko wkomponowac moja nauke i inne obowiazki?
Nie wiem...



Wiecie co? Nie pamietam kiedy ostatni ostatni raz widzialam jakis film w TV czy na DVD. Na pewno nie w tym roku, ba, byc moze z pol roku temu. Nie ogladam zadnych programow telewizyjnych, czasem w biegu obejrze widomosci, jedzac tosta i dopijajac kawe. Na wiecej nie mam czasu.
Kiedy widze na facebooku wpisy typu "nudze sie" czy "co robic?" to mnie krew zalewa, a uwierzcie, ze widze je czesto. Mysle sobie wtedy czlowieku, get a life!
Zycie jest za krotkie, zeby sie nudzic. Jak mozna sie nudzic? Jak nozna nie miec nic do roboty?
A moze to moja frustracja nadmiaru obowiazkow tak mi sie daje we znaki... Bo naprawde chcialabym zaznac choc jednego takiego dnia, kiedy moglabym napisac ludziom , ze nie mam co robic.
A tu jak na zlosc kuzwa... zawsze mam duzo wiecej na glowie niz bym chciala.
Kupilam sobie dzisiaj wielka porcje frytek i cole. Moze i to nic niezwyklago dla wiekszosci ludzi, ale ja nigdy nie jem frytek i nie pijam coli. Chyba tak odreagowuje wszystkie swoje stresiory. Przytyc i tak nie przytyje bo generalnie raczej nie dojadam. Wieczorem za to zrobie jakas zdrowa salatke i bedzie git.

A zeby mi tego wszystkiego  bylo malo, to jeszcze zapisalam sie na megaambitny kurs calodzienny na sobote! to pod katem moich studiow i przyszlej pracy.  Och gluuupia baba ze mnie! Ale przeciez nauki nigdy za wiele.




Saturday 8 February 2014

O rozrzutnosci kilka slow...

Piszac na temat rozrzutnosci musze sie posluzyc przykladami znajomych i rodziny. 
Ale... poniewaz przykladem blogowej kolezanki przekonalam sie, ze lepiej nie "nazywac osob", bo moze sie to zle skonczyc...
Dlatego znane mi osoby okreslam jako "Para".

Para nr 1:
Sa malzenstwem od lat kulkudziesieciu, oboje pracuja wiec powinni znac sie jak lyse konie, mimo to nigdy nie planuja, nie ustalaja co ktore ma kupic, co beda jesc na obiad. Wszystko zawsze wydaje sie wynikac z przypadku. 
Oboje po pracy robia zakupy, czesto sa to zbiezne rzeczy: kilo ziemniakow, kilo kielbasy, chleb,  mleko, jogurty, warzywa, owoce... = wszystko x2. 
Oboje widza, ze tego nie ma , ale nigdy nie siadaja i nie zdecyduja razem: "ja kupie to, a ty kup tamto". 
Ich lodowka od zawsze pekala w szwach i pekac bedzie pewnie zawsze... Masowo wyrzucaja przeterminowane rzeczy, o ktorych nawet nie pamietaja.
A przeceiz mogliby sie dogadac, porozumiec i oszczedzic zobie zbednych zakupow, zbednych wydatkow, wyrzucania i marnowania.
Mimo wszysto dobrze im sie wiedzie. Ale gdyby wprowadzili te jedna zmiane, porozumienie przy zakupach spozywczych, wiodloby im sie jeszcze lepiej.



Para nr 2:
Od zawsze zyja na kredytach. Kredytami splacaja kredyty, Komornik siedzi im na karku. Z koniecznosci jedno z nich wyjechalo za granice bo mimo, iz oboje pracowali w Polsce, nie byli w stanie dac rady z kredytami. 
A od czego sie zaczelo? Od ich zamilowania do luksusu, restauracje, drogie ubrania, imprezy, alkohol... Pierwszy kredyt wzieli na jakis weekendowy wyjazd w gory, pozniej na samochod , ktorego juz nie maja, bo musieli sprzedac zeby splacic kredyt. Musieli nawet sprzedac mieszkanie, ktore dostali od rodzicow, tez dlatego zeby splacic kredyt. Nie dali rady. Kredyt w banku to nic... Nie obce sa im Providenty i Chwilowki... Na chwile obecna nie maja nic. Jedno pracuje za granica zeby splacic dlugi, drugie mieszka w Polsce z rodzicami a cala wyplate zabiera komornik.



Para nr 3:
Sa para od roku. On megaoszczedny, ona zakupoholiczka: co dwa tygodnie fryzjer, kosmetyczka, paznokcie. Kupuje tylko drogie ubrania, najdrozsze kosmetyki i wszystkim szybko sie nudzi. Ma chyba kilkaset par butow, bo za kazdym razem kiedy ja widze, ma inne. Wszystko ma zawsze inne: inny plaszcz, inne torebki, inny kolor na glowie... Chlopak chce z nia byc, ale chyba coraz bardziej do niego dociera, ze z tak dziewczyna niewiele osiagnie. Ona jest jak jedna wielka inwestycja, ktora nie daje zadnych zyskow.




Para nr 4:
Przeciwienstwo poprzedniej pary. Skromna rozwazna dziewczyna, jedno male dziecko i jej zyjacy ponad stan rozrzutny maz. On jest gadzeciarzem, muuusi miec najnowszy model IPhona, najnowsza konsole do gier, perfumy z reklamy, markowe ubrania, telewizor na pol sciany, kilka laptopow, IPada, i wypasiona furke...  na kredyt oczywiscie. Wszystko na kredyt.
I wogole nie przeszkadza mu to, ze mieszkaja z zona i dzieckiem na socjalnym mieszkaniu mimo, iz oboje pracuja, dobrze zarabiaja i stac by ich bylo na piekny wlasny domek. On zyje chwila, nie mysli o przyszlosci i takie zycie mu odpowiada. Jej nie. 
W Polsce u rodzicow nie byli od wielu lat, bo nie stac ich na przelot, na wakacje nie jezdza bo tez nie maja za co. Ale zawsze sa pieniadze na jego przyjemnosci, na jego karnet na siownie, na solarium, na kregle z kolegami...




Para nr 5
Dla kontrastu para znajomych, ktorzy strasznie mi imponuja. Sa w Anglii od 8 lat, od poczatku oboje pracuja, po 4 latach wzieli pierwszy domek na kredyt.


Wyremontowali. Urodzilo im sie dziecko. Oboje wrocili do pracy, wzieli kolejny dom, pod zastaw pierwszego, wiekszy, drozszy, wyremontowali. Zamieszkali w nim, a ten pierwszy wynajeli. 
Sa w trakcie kupowania trzeciego domu, w drodze jest ich drugie dziecko. Zanim sie urodzi, beda mieli dwa domki, ktore splacac beda im inni ludzie i trzeci, w ktorym sami beda mieszkac. 
Od zawsze zyja oszczednie i maja przed soba cele. To ich umacnia jako rodzina. Sa wspaniala rodzinka. I wieku trzydziestu paru lat beda mieli dwoje dzieci i trzy domy. I pewnie na tym sie nie skonczy. Impressive!


Moje przyklady sa dosc skrajne i zdaje sobie z tego sprawe. Ale sa prawdziwe.
Nawet najbardziej rozrzutna osoba potrafi zacisnac pasa kiedy trzeba.
Nawet najbardziej oszczedna osoba ma chwile slabosci, ja mam je niezbyt czesto ale jesli juz mam to konkretnie. 
Szczytem moich/naszych marzen jest osiagniecie tego co Para nr 5. 
A dlaczego tak czesto o tym pisze? Bo ostatnio z mezem niemal o niczym innym nie gadamy tylko wlasnie o domach, sposobach oszczedzania, bankach, inwestycjach, finansach, stopacj procentowych, pozyczkach, wydatkach. A wszystko dla tego jednego celu. Masz racje Evo, tak wlasnie uwazam: majac male dzieci wrecz powinno sie miec wlasny dom bo wtedy jakosc zycia jest zupelnie inna, a jaka satysfakcja  :)

Zapewne i Wy znacie takie osoby/pary jak ja? 

Sa osoby, ktore uwazaja, ze skrajne oszczedzanie to glupota, bo nie wiadomo co czlowieka w zyciu spotka i czy kiedykolwiek dozyje czasu kiedy bedzie mogl sie nacieszyc tym co ma. 
To prawda, swieta prawda. I o tym przekonalam sie nie raz po ludzkich przypadkach. 
Ale jak to napisala pod poprzednim postem Kasia UK o sobie, u niej nie jest to oszczedzanie tylko styl zycia. U mnie tez. Bo nie czuje zebysmy zyli w jakiejs ascezie. Niczego nam nie brakuje i nigdy nie brakowalo.
Tylko po prostu wszystko szanujemy: jedzenie, ubrania, przedmioty...
Mam kolo 20 par butow, to fakt, ale niektore z nich kupilam z 10 lat temu, najstarsze moje buty maja 12 lat i wciaz wygladaja wzglednie, wiec po prostu je nosze. Wiadomo, nie sa to juz wielkie wyjscia, a raczej spacery z rodzina, ale "poki mi z nog nie spadna" (jak to mawiala moja s.p. babcia) to bede je nosic.
Sa osoby, ktore co roku zmieniaja plaszcze i kurtki, bo jest inna moda, czy juz im sie dana kurtka "opatrzyla", a ja mam nawet jedna kurtke 11 lat w dodatku wciaz dostaje komplementy, ze to taka fajna kurtka i wtedy mi gluuupio :P Ba, w zeszlym roku ktos chcial ja ode mnie odkupic, ale dla mnie to juz jak zabytek i pamiatka, wiec odmowilam. 
Ale to juz temat na inny post w stylu "szanowanie wlasnosci", "szacunek do przedmiotow" , ktory u mnie tez jest wrecz absurdalnie rozwiniety.

Wednesday 5 February 2014

O oszczedzaniu kilka slow...

Jak juz wiecie w ciagu najblizszego roku badz dwoch planujemy kupic domek w Anglii, w zwiazku z czym od wielu lat oszczedzamy na ten szczytny cel.



Jak oszczedzamy?

Od zawsze bylam mega oszczedna, moj maz tak samo, wiec mega dobrana z nas parka.
U nas nic sie nie marnuje, nie szastamy pieniedzmi i zawsze klika razy zastanawiamy sie zanim kupimy cos drogiego.
Wydatki na jedzenie planujemy z tygodniowym wyprzedzeniem, podobnie jak obiady na caly tydzien. Do tego stopnia mamy wszystko rozplanowane, ze zwykle w sobote przed zakupami mamy w lodowce tylko swiatlo, majonez i cebule.


  • Dokladnie planujemy obiady na caly tydzien, nie ma jakichs tam przypadkowych dan z tego co jest pod reka,
  • Gotujemy tyle ile zjemy, nie mamy zadnych resztek,
  • Chleb zamrazam i nigdy nie wyrzucam,
  • Jesli widze, ze warzywa sa bliskie zepsucia, kroje w kostke i zamrazam by pozniej wykorzystac do zupy czy sosu,
  • Kiedy owoce sa juz bardzo dojrzale, albo zamrazam albo blenderuje z jogurtem,
  • Na dobrym jedzeniu nie oszczedzam, lubie steki, baranine, wolowinke, dobre ryby, owoce morza, winko... ale kiedy widze promocje typu "half price", czy "buy one get one free", zawsze skorzystam. kupuje wtedy na zapas i mroze,
  • Nie lubie przeplacac, wiem gdzie co mozna kupic taniej i zwracam na to uwage. Wiem, ze owoce i warzywa sa tansze na markecie, wiem gdzie jest najtansze mleko, wiem, gdzie najtaniej wychodzi kilo wolowiny i zawsze tak organizujemy zakupy by kupic taniej,
  • kupuje duze ekonomiczne opakowania, bo zawsze wychodzi duzo taniej: herbaty, makarony, platki sniadaniowe...
  • poniewaz mamy dwoch chlopcow , stosunkowo latwo jest nam oszczedzic na ubraniach bo zwykle mlodszy nosi rzeczy po starszym, bawia sie tymi samymi zabawkami, jest zapewne jeszcze wiele innych korzysci, ktore jak an zlosc, nie przychodza mi na mysl,
  • ubrania dla dzieci najczesiej wybieram w tanszych sklepach bo jak wiadomo dlugo w nich nie pochodza, wiec po co przeplacac,
  • co sie da sprzedac po dzieciach, to sprzedaje na Ebay'u lub na Gumtree. Nawet ubania, ktore nie nadaja sie do sprzedania wykorzystuje jako np. sciereczki,
  • Kiedy moge - naprawiam, zaszywam dziurke, przyszywam guzik. Sprawa niby oczywista, ale uwierzcie, ze Anglik tego nie potrafi.
  • piore i susze ubrania w godzinach, kiedy cena elektrycznosci jest 4 razy nizsza, czyli miedzy 12 w nocy a 8 rano. Pewnie pomyslicie ze przeszkadzamy sasiadom, ale nie, oni tez tak robia :)
  •  mamy konta oszczednosciowe wszelkiego rodzaju, moze i to niewiele, jakis tam marny procent , ale zawsze cos,
  • mamy konta oszczednosciowe dla dzieci, moze to niewiele, wplacamy im po kilkanascie funtow na miesiac, ale po latach sie nazbiera i kiedys dostana porzadna sumke na wlasna przyszlosc,
  • uczymy dzeci oszczedzania, chlopaki maja swoje "swinki" i zbieraja na swoje wydatki,
  • Nie szaleje z zakupami dla siebie, ani ubraniami, ani kosmetykami, nie tylko dlatego, ze oszczedzam, ale przede wszystkim nie lubie tego typu zakupow a od kilku lat nawet nie mam na nie czasu. Kupuje tylko wtedy gdy juz naprawde musze,
  • kazdego roku jezdzimy na wakacje pod palmami, ale i te sa skrupulatnie wybrane, wykuione albo duzo wczesniej, albo z oferty last minute, by wyszlo nie tanio, ale jak najbardziej korzystnie,

Jak oszczedzac w Anglii??? Ciekawy link dla Polakow w Anglii, jeden z wieeelu...
http://www.smartpolak.co.uk/article/dekalog-finansowy-polaka-w-uk

Jak kupic dom w UK?
http://www.smartpolak.co.uk/jak-kupic-dom-w-uk-i

A jakie sa Wasze metody na oszczedzanie?


Dzisiaj prawdopodobnie stuknie mi 50.000 odwiedzin na moim blogu, wiec watch this space :)
To calkiem duzo biorac pod uwage ze na blogspocie jestem niewiele ponad rok, wczesiej wiernie trwalam przy onecie, dopoki wszystko z mojego bloga nie zniknelo za zasluga onetu ;)
A wszystkim odwiedziajacym i komentujacym serdecznie dziekuje!!!

Sunday 2 February 2014

Przesądy czy prawda?????

Slyszalyscie kiedys o tym, zeby w czasie miesiaczki nie piec ciast ani chleba bo na  pewno sie nie uda?
Albo o tym, zeby najlepiej omijac kuchnie szerokim lukiem???
Ja tak, co wiecej gleboko w to wierze.

Kilka dni temu (wlasnie w czasie okresu) upieklam ciasto, ktore zawsze mi wychodzi wspaniale: duze, wyrosniete i puszyste.
Zawsze uzywam tych samych skladnikow, mam wage wiec zawsze stosuje te same proporcje.
Zawsze pieke je 50 minut w tej samej temperaturze.
Piekac ostatnio, sprawdzilam patyczkiem po 50 minutach czy juz dobre... a tu niespodzianka, caly patyczek lepki i mokry, co mi sie wczesniej nie zdarzylo. No to dobra, poczekam jeszcz ez 15 minut, ale za 15 minut bylo to samo! Wkoncu pieklam ciasto poltorej godziny, wyjelam, z wierzchu przypalone, w srodku mokre, minimalnie wyrosniete, po kilku minutach klaplo calkowicie. Mega zakalec na calej dlugosci i szerokosci... No i pytam sie WTF????



I wtedy przypomnial mi sie tez stary zabobon, ktory powtarzala mi moja babcia:
"Nie piecz ciasta, kiedy masz okres, nigdy ci nie wyjdzie".

Pamietam, kiedy jeszcze jako nastolatka namietnie smazylam drozdzowe racuchy w rodzinnym domu w niemal kazdy weekend. Az do czasu , kiedy pewniej pamietnej krwawej niedzieli moje puszyste i chrupiace racuszki zamienily sie w oklaple nalesniki! Bylo jeszcze kilka nieudanych murzynkow i babek...
Pozniej zapomnialam o wszystkim. No i masz ci los... znowu sobie przypomnialam.

Wygooglowalam na necie, ze nie tylko mnie sie to zdarza. Mimo wszystko wydaje mi sie to baaardzo dziwne, bo co ma stan naszego organizmu do tego czy ciasto rosnie czy nie?

Wy tez tak macie???