Nie lubie pozyczac. Zarowno pozyczac komus, jak i pozyczac od kogos.
Nie lubie pozyczac ani przedmiotow, ani jedzenia, ani pieniedzy.
Pamietam, kiedy mieszkalam jeszcze z rodzicami, mielismy pewna baaardzo nietytpowa sasiadke. (A moze i typowa? hihi...)
Otoz owej pani wiecznie czegos brakowalo , a to do obiadu, a to do ciasta, a to do salatki...
Zatem ciagle pukala do naszych drzwi z prosbami do mojej mamy:
-pozyczysz mi kochana jedno jajeczko? wlasnie pieke ciasto i mam za malo,
-macie moze make poznanska? braklo mi do pierogow...
-macie majonez? wlasnie robie salatke...
-wlasnie chcialam zapazyc herbate dla siebie i Jurka, a tu w pudelku ostatni woreczek
-nie podratowalabys mnie tak woreczkiem kaszy? krupnik robie...
Oczywiscie sasiadka nigdy pozyczonych rzeczy nie oddawala, kiedys tam wspomniala: "kochana, musze ci oddac szklanke maki" na co oczywiscie moja mama mowila: "co ty, nie trzeba".
No ale przez te kilka lat sasiedztwa owa pani pewnie moglaby wyprawic wielkie wesele z produktow , ktore w ten sposob wyniosla z naszego domu.
I co robic w takiej sytuacji???
Ja z kolei mam problem z innym typem "pozyczkobiorcow". A mianowicie ciagle ktos chce pozyczac pieniadze. Ludzie wiedza, ze jestesmy oszczedni, wiedza ze mieszkamy w Anglii i mysla chyba, ze plywamy w basenie pieniedzy i tylko wyczekujemy, az ktos zechce od nas pozyczyc.
Byloby to moze znosne, gdyby nie fakt, ze te osoby uwazaja nas za bank 0% z nieograniczonym terminem splaty. Sa nawet tacy, ktorzy uwazaja nas za organizacje charytatywna, ktora pieniadze po prostu daje, z czystego serca.
I kto to taki?
- Dalsza rodzinka
- Pseudoznajomi, ktorzy przypominaja sobie o naszym istnieniu "w potrzebie"
I gdyby te pieniadze byly im potrzebne, bo komornik siedzi na glowie, nie maja czego do garnka wlozyc, czy dziecko chore...
Ale nie... Ludzie chca pozyczac, bo marzy im sie nowy lepszy samochod, bo chca wyremontowac salon czy tez kupic zmywarke!
Noz kurrr.... krew mnie zalewa doslownie!!!
Kochana daleeeka rodzinko, drodzy pseudoznajomi,
Jesli chcecie wyremontowac swoje mieszkanie,
czy tez w jakikolwiek inny sposob poprawic komfort swojego bytowania:
zarobcie sobie,
oszczedzcie sobie,
badz tez wezcie pozyczke z banku!
Nasz "Bank 0% i Organizacja Charytatywna" w jednym upadla!
Mamy dosc osob, ktore wiedza kiedy wyciagnac reke, ale kiedy przyjdzie do oddania, nagle kontakt sie urywa. Mamy dosc upominania sie o swoje, pytania i czekania.
Enough is enough!
Wiecej nie pozyczamy. Nie bo NIE!!!
Moja S.P. babcia zawsze mawiala: "kto ma miekkie serce, ten ma twarda du*e"
Miala racje. Wielokrotnie mialam nauczke, a mimo to miekkie serce, wspolczucie czy prosty brak asertywnosci sprawil, ze dalam sie urobic... Ale koniec z tym :/
A jak Wy radzicie sobie z pozyczajacymi na wieczne nieoddanie???